niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 8


Kiedy wróciłem ze studia, w domu panowała kompletna cisza, co było dziwne w naszym przypadku. Doskonale słyszałem swój własny oddech i głośniejsze bicie serca. Wszystko stało na swoim miejscu, ale i tak miałem wrażenie że coś jest nie tak. Przypomniałem sobie, że w domu został tylko Louis, który był za słaby by nagrać jakikolwiek materiał na naszą nową płytę. Przeraziłem się i szybko wbiegłem po schodach na drugie piętro, głośno nawołując imię przyjaciela. Przejrzałem wszystkie pokoje, oczywiście zaczynając od jego własnego, lecz w żadnym nie było szatyna. Na tym piętrze nie było żywej duszy, dlatego zbiegłem na parter, lecz i tam zastałem pustkę. Została mi jeszcze pralnia w piwnicy, którą na prawdę rzadko kto odwiedza. Drzwi od niej były otwarte, a światło zapalone, więc miałem nadzieję, że właśnie tam znajdę chłopaka. Zszedłem powoli po starych schodach, rozglądając się dokładnie. Po lewej stronie od schodów, rzucił mi się w oczy skrawek czerwonego materiału, dlatego przyspieszyłem kroku i zamarłem. Stało się to, czego się bałem. Na ziemi leżał nieprzytomny Louis.
- Cholera Lou, słyszysz mnie? - poklepałem go delikatnie po policzku. - Louis, kurwa. Ocknij się.
Wyjąłem z kieszeni spodni swoją komórkę i od razu wybrałem numer do szpitala.

Czekając na pozostałych chłopaków na korytarzu, czułem się okropnie zdenerwowany i przestraszony. Nie mam pojęcia, jak długo chłopak leżał nieprzytomny w piwnicy i jaki był tego powód, a żaden z lekarzy oraz pielęgniarek, nie chciał udzielić mi jakichkolwiek informacji na jego temat. Dostawałem nerwicy na widok tych wszystkich osób zebranych wokół mojego przyjaciela, miałem przeczucie że to zły znak.
- Niall, co się stało? - przekręciłem głowę w prawą stronę, by ujrzeć resztę członków naszego zespołu i naszego managera.
- Nie mam pojęcia, kiedy wróciłem do domu, znalazłem go w tej piwnicy. Był już nieprzytomny. Żaden z lekarzy nic mi kurwa nie chce powiedzieć. - zdenerwowany przeczesywałem swoją blond grzywkę.
- Pójdę się czegoś powiedzieć, zadzwońcie do Eleanor. - rozkazał manager i odszedł w stronę punktu informacyjnego.
Harry, również oddalił się od nas w celu powiadomienia dziewczyny Louisa o jego pobycie w szpitalu, a ja ponownie usiadłem na jednym z krzesełek i westchnąłem ciężko.
Mijały godziny, a my nadal nie dostaliśmy żadnej informacji na temat naszego przyjaciela. Kazali nam czekać. Eleanor dołączyła do nas pół godziny temu, by tępo wpatrywać się w drzwi sali, na której leży jej chłopak. Zauważyłem zmartwienie w jej oczach, więc objąłem ją, chowając w szczelnym uścisku. Nie płakała, ale wiedziałem że jest na skraju załamania nerwowego.
W końcu po trzech godzinach bezczynnego czekania, na korytarz wyszedł lekarz zajmujący się Louisem i podszedł do nas.
- Państwo do pana Tomlinsona? - pokiwaliśmy zgodnie głowami. - Otóż, pan Tomlinson podczas wypadku samochodowego, doznał poważnego urazu jednego z żeber, które do tej pory się nie wygoiło. Dziś upadł i szczerze mówiąc dolał oliwy do ognia. Z bólu stracił przytomność. Teraz mamy już wszystko pod kontrolą, pan Tomlinson obudził się, jednak jest bardzo słaby po lekach przeciwbólowych.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- Możemy do niego wejść? - zapytał Liam.
- Oczywiście, ale nie na długo. Muszę już iść do innego pacjenta.
- Dziękujemy. - dodał manager.

- Cześć LouLou - przywitaliśmy się z szatynem, kiedy weszliśmy do sali, w której leżał. - Jak się czujesz?
- Lepiej, ale okropnie chce mi się spać. - jęknął, poprawiając swoją głowę na poduszce.
- Powtórka z rozrywki, co? Znowu jesteśmy w szpitalu, odwiedzając ciebie. - powiedziałem, żeby rozluźnić trochę atmosferę i udało się. Nawet Louis się uśmiechnął.
- Tylko wtedy była z nami Maia. - skrzywił się delikatnie.
Coś zakuło mnie w sercu na dźwięk imienia mojej dziewczyny. Łzy już nie napływały do moich oczu, jednak robiło mi się gorąco i słabo, kiedy ktoś o niej wspominał. Tyle czasu minęło od jej śmierci, jednak żadne z nas jeszcze nie pogodziło się z tym faktem. Cały czas mamy wrażenie, że za chwilę zapuka do naszych drzwi i z wielkim uśmiechem na twarzy, zapyta się czy może wejść. Ale do tej pory tak się nie zdarzyło i nigdy nie zdarzy. Czasem rzeczywistość człowieka przytłacza.
- Niall, słuchaj. - zaczął Lou. - Przepraszam, wiem że to jeszcze świeża rana. Może naprawdę będzie dobrym pomysłem, jeśli pojedziesz z Liamem do Wolverhampton. Odpoczniesz od tego wszystkiego i od nas.
Przeniosłem swój wzrok na Liama, który zachęcająco pokiwał głową.
- A co z tobą? Przecież nie możemy tak po prostu wyjechać, kiedy ty leżysz...
- Dam sobie radę. - przerwał mi.
Westchnąłem głośno.
- Zgoda.

- Liam, synku! - zawołała Karen, przytulając chłopaka, kiedy razem z naszymi walizkami, znaleźliśmy się w holu jego rodzinnego domu
- Cześć mamo. - szatyn wtulił się w rodzicielkę.
- Nialler, jak się miewasz? Bardzo schudłeś od naszego ostatniego spotkania! - kobieta przycisnęła moje ciało do swojego, tak mocno, że ledwo udało mi się oddychać.
- Witaj Karen. Wszystko jest dobrze, dziękuje.
Od zawsze mama mojego przyjaciela traktowała mnie jak swojego drugiego syna. Kiedy przyjeżdżaliśmy całą piątką do Wolverhampton, bardzo dużo ze mną rozmawiała. Tutaj czułem się jak w domu.
- Rozbierajcie się, zapraszam! Goeff! Chodź tu szybciutko! - zawołała w głąb domu, a po chwili z salonu wyszedł pan Payne.
- Synu, jak dobrze mieć cię w domu. - uściskał swojego syna, po czym odwrócił się w moją stronę. - Witaj, Nialler.
- Dzień dobry Goeff.
- Wejdźcie, nie stójcie tak w korytarzu! - oburzyła się Karen, widząc moje niezdecydowanie. Liam w przeciwieństwie do mnie, pomaszerował pewnym krokiem do salonu i usadowił się na kanapie. Nieśmiało zająłem miejsce obok niego. - Jesteście głodni?
- Okropnie! - zaśmiał się Li, sięgając po pilota, leżącego na stoliku.
Karen spojrzała na mnie pytająco, gdy próbowałem zignorować jej pytanie. Nie byłem głodny, nie miałem ochoty na jedzenie, ale gdybym powiedział to mamie Liama, na pewno zaczęła by się martwić, a to ostatnie czym powinna się zajmować, kiedy jej syn wrócił do domu po kilku miesięcznej nieobecności. Pokiwałem więc delikatnie głową i posłałem jej szczery uśmiech. Kobieta przyjrzała mi się uważnie, mrużąc oczy, ale po chwili odwzajemniła mój gest i wróciła do kuchni.

Przy kolacji Liam opowiadał swoim rodzicom i dwóm siostrom o naszych ostatnich przygodach, udolnie omijając przykre dla mnie tematy. Na początku próbował mnie wkręcić w rozmowę, zadając krótkie pytania dotyczące mojego zdania na dany temat, jednak kiedy niemrawo odpowiadałem, zrezygnował i dał mi spokój. Nie byłem pewny czy dobrym pomysłem był przyjazd tutaj. W końcu ten czas, który Liam może spędzić z rodziną jest naprawdę wielkim skarbem, a ja mu go psuję moim humorem. Może powinienem jednak pojechać do Mullingar, odwiedzić rodziców? Lecz wiem, że gdybym został sam we własnym pokoju nie myślałbym o niczym innym niż Maia, więc to również był zły pomysł. W mojej głowie panował mętlik.
Kiedy wróciliśmy do pokoju Liama, chłopak od razu postanowił zadzwonić do Eleanor, by dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia naszego przyjaciela. Ja, by zabić czas rozglądałem się po pokoju szatyna. Było w nim pełno zdjęć i plakatów jego ulubionych wykonawców.
- Louis na szczęście czuje się już lepiej, ale zostanie w szpitalu jeszcze kilka dni na obserwacji. - powiadomił mnie Liam, gdy skończył rozmowę i odłożył telefon na stolik.
Pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem i powróciłem do przeglądania zdjęć.
- Niall?
- Mhm?
- Czy ty naprawdę wierzysz w to, że Maia nie żyje? - zaskoczony jego pytaniem, odwróciłem głowę tak, by móc na niego spojrzeć.
- Co masz na myśli?
- No bo spójrz, niby Majka była na liście zmarłych osób, ale nigdy nie odbył się jej pogrzeb. Po za tym myślę, że jej babcia by nas powiadomiła.
- Sam nie wiem. - przyznałem. - Nie mam siły o tym myśleć. Wiesz, co? Nie chcę robić sobie zbędnych nadziei.
W głębi serca, znajdowała się taka mała iskierka nadziei, że może to nie prawda. Że ona jest, gdzieś w Londynie lub w Polsce, że ma się dobrze, jest szczęśliwa, ale gdy o tym pomyślę, wydaje mi się to głupie. Gdyby na prawdę żyła, paparazzi nie daliby jej żyć. Już dawno wiedziałbym o tym, że żyje. Po za tym, nie zrobiła by tego nam. Mi. Przecież wie, że ją kocham. Najbardziej na świecie, mimo że tego nie okazywałem.

Od autorki:
Po długim czasie i okropnych męczarniach, udało mi się go skończyć. Jest krótki, ale nic więcej nie udało mi się wyskrobać, przepraszam. Dziękuje, za te wszystkie komentarze i wiadomości, w których dawaliście mi kopniaka do dalszego pisania. Szczerze mówiąc, bez waszej pomocy by się nie udało. Kocham was :)

sobota, 26 października 2013

Rozdział 7

Kiedy wróciłam do domu po randce z Alanem, postanowiłam wziąć gorącą kąpiel. Odkąd byłam dzieckiem uwielbiałam relaksować się w ten sposób. Problemy uciekały z mojego umysłu, wraz z ułożeniem się wygodnie w gorącej wodzie, uwalniając mnie od męczących myśli, co pozwalało mi się odprężyć. Uwolniłam zmęczone stopy od niewygodnego obuwia na wysokim obcasie i podreptałam prosto do łazienki. Od razu stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Coś się we mnie zmieniło, ale nie potrafię określić dlaczego. Moje oczy straciły swój blask, którym świeciły jeszcze przed wakacjami, przed wyjazdem do Anglii. Nie uśmiechałam się już tak często jak wcześniej. Ten wyjazd tak bardzo mnie zmienił. Zrzuciłam z siebie ubrania, składając je w kosteczkę i kładąc na szafce obok lustra. Jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie. Ciąża zaczęła dawać się we znaki, odznaczając się lekko wystającym brzuszkiem. Położyłam dłoń powyżej pępka. Nadal nie mogłam uwierzyć, że za około siedem miesięcy zostanę mamą. Będę mieć dziecko i będę wychowywać je sama.
Położyłam się w wannie i zamknęłam oczy. Mruknęłam z zadowolenia, kiedy przyjemne dreszcze obiegły całe moje ciało z powodu styknięcia się z płaską powierzchnią wody. Rozkoszowałam się tą przyjemnością, kiedy wpadłam na pewien pomysł.
Następnego ranka, obudziły mnie głośne brzdęki talerzy i garnków. Na zegarku widniała godzina dziewiąta, więc za pewne babcia przygotowywała dla wszystkich śniadanie. Rozejrzałam się po swoim pokoju, czego od początku mojego pobytu tutaj nie miałam okazji zrobić. Pojedyncze łóżko z biało-brązową pościelą, na którym spałam znajdowało się pod spadzistym sufitem, obłożonym białymi wąskimi panelami. Tuż obok, pod oknem stało krzesło, wykonane z jasnobrązowego drewna, które zazwyczaj służyło mi za szafkę nocną, gdzie mogłam położyć telefon, książkę czy budzik. Po drugiej stronie pokoju, znajdywał się biały, wiklinowy fotel, obłożony miękkim futrem i różnymi miśkami, a za nim białe drzwi prowadzące do łazienki. Naprzeciwko okna stała dużej wielkości szafa z lustrem, wypełniona moją garderobą. Dom mojej babci nie był bogato ozdobiony, ale miał swoją wartość sentymentalną. Znajdowało się w nim bardzo dużo pamiątek po naszych przodkach, dlatego ogromnie mi się podobał. Mój pokój nie zmienił się odkąd byłam mała. Mieściło się w nim pełno wspomnień, od których w moich oczach pojawiały się łzy.
Podniosłam się z wygodnego materaca i wsunęłam na stopy kapcie, zakładając na ramiona gruby szlafrok. Na dworze padał deszcz, co oczywiście było normalne na końcu września. Zeszłam po schodach, by po chwili znaleźć się w kuchni.
- Dzień dobry babciu. – przywitałam starszą kobietę, siadając przy stole.
- Witaj kochanie. Jak się spało? – postawiła przede mną kubek parującej herbaty z cytryną.
- Dobrze – odpowiedziałam krótko.
Wzięłam spory łyk gorącego napoju.
- Babciu?
- Tak? – zerknęła na mnie.
- Pójdziesz ze mną dzisiaj na grób mamy? Nawet nie pamiętam ile razy go odwiedziłam, po jej śmierci. A nawet nie pamiętam gdzie on się znajduje. – oczy zaszły mi łzami.
Było mi głupio, że nie wiedziałam, gdzie leży moja własna matka.
- Oczywiście, że z tobą pójdę. Możemy iść za raz po śniadaniu. – ucałowała mnie w policzek i wróciła do przygotowywania posiłku.

Po posiłku zgodnie z obietnicą, babcia zabrała mnie na cmentarz. Przy bramie kupiłyśmy bukiet ulubionych róż mamy i ruszyłyśmy powolnym krokiem, w stronę alejki, przy której leżała moja prababcia. Cmentarz w Łodzi, a przynajmniej ten, na którym znajdują się groby moich bliskich był ogromny, dlatego dotarcie do odpowiedniego pomnika zajęło nam trochę czasu.
Na tablicy znajdowało się tak bardzo dobrze znane mi nazwisko.

Marta Korbińska
Ur. 24.11.1968
Zm. 15.07.2012

Wraz z przeczytaniem napisu, do mojej głowy dotarły nowe wspomnienia.

- Halo?
- Maja? To ja Paweł. - przedstawił się chłopak mojej mamy. - Muszę ci o czymś powiedzieć. Twoja mama leży w szpitalu, w bardzo ciężkim stanie.
- Ale co się stało?! - spytałam przerażona.
- Miała wypadek samochodowy.

Z sali wyszedł lekarz ze smutną miną i od razu zwrócił się do mnie.
- Pani Maju, mam złe wieści. Pani mama, nie przeżyła tej operacji. Bardzo mi przykro.


- Majeczko! - Krzyknęła babcia, zaraz po tym gdy mnie zobaczyła. Przytuliłam się do niej mocno, po czym przywitałam dziadka i Łukasza. - Kiedy przyjechałaś?
- Kilka dni temu. Przepraszam, że was nie odwiedziłam. Miałam to dzisiaj zrobić. Jutro już niestety wyjeżdżam. - spojrzałam na szatyna, który stał lekko speszony. - Pamiętacie Liama, prawda? Nauczyłam go trochę polskiego. - pochwaliłam się z uśmiechem, dumna ze swoich osiągnięć.
- Dzień dobry. - przywitał się po polsku, całując babcię w rękę, oraz podając swoją Łukaszowi i dziadkowi. - Miło mi państwa widzieć ponownie.
Zachichotałam z nieudolnego wypowiadania słów przez chłopaka. Słychać było, że mówienie w naszym rodowym języku sprawia mu trudność.
- Nam ciebie też Liamie. - odezwał się dziadek.

- Babciu, wiesz, że przypominają mi się pojedyncze wydarzenia? Teraz na przykład przypomniało mi się telefon od Pawła. Wtedy powiedział mi o wypadku. – przymknęłam powieki, starając się odgonić nie miłe wspomnienie i powstrzymać łzy.
- Bardzo się cieszę. – posłała mi wymuszony uśmiech, mając nadzieję, że się nie zorientuję.
- O co chodzi? Nie cieszysz się?
- Po prostu boję się, że znów wrócisz do Anglii, kiedy przypomnisz sobie wszystko. Nie chcę cię stracić, już raz straciłam córkę, a ciebie też o mały włos.
- Obiecuję, że nigdy mnie nie stracisz. Nawet jak wróci mi pamięć. Masz moje słowo.
Przytuliłam się mocno do kobiety, by potwierdzić moje słowa. W tym samym momencie poczułam się tak, jakbym znowu była małą dziewczynką w blond kucykach.
- A tak w ogóle co u Pawła? Jak on się trzyma?
- Nie mieliśmy z nim kontaktu, odkąd przyjechał oddać nam klucze do waszego mieszkania. Tak teraz myślę, że może chcesz tam pojechać? To znaczy do waszego domu.
- Pewnie.
- Majeczko, zostaniesz tu sama? Ja pójdę odwiedzić grób moich rodziców.
Pokiwałam głową i przyglądałam się jak babcia odwraca się i odchodzi, a po chwili znika z moich oczu.
Wstawiłam bukiet kwiatów do wazonu i pogłaskałam delikatnie opuszkami palców zdjęcie mojej mamy znajdujące się na tablicy. Jedna pojedyncza słona kropelka spłynęła po moim policzku i kapnęła na zimną płytę pomnika. Tak bardzo tęskniłam za moją ukochaną mamusią, której mogłam ufać bezgranicznie, z którą mogłam porozmawiać na każdy możliwy temat, z którą dogadywałam się niesamowicie dobrze.
- Kocham cię mamo. – szepnęłam wpatrując się w zdjęcie. – Tak bardzo chciałabym mieć cię teraz blisko. Wiesz, to wszystko mnie przerasta. Mam wrażenie, że to tylko sen, że kiedy się obudzę, ty będziesz obok mnie, a wyjazd do Londynu nigdy się nie wydarzył. Jeszcze fakt, że jestem w ciąży. Mamo, ja nie jestem gotowa, nie mogę mieć dziecka.
Delikatny powiew chłodnego wiatru otulił moją twarz. Wiedziałam, że to znak od mamy. Ona mnie słyszała i chciała mi dać do zrozumienia, żebym się nie poddawała. Musiałam zrobić to dla niej.
- Idziemy Maju? – babcia, pojawiła się u mojego boku, a patrząc na nią skinęłam głową, w potwierdzającym geście.

Kluczami, które dostałam od babci otworzyłam drzwi mojego rodzinnego domu. Wraz z przekroczeniem progu ogarnęła mnie rozpacz. Wszystko miało swoje miejsce, a po mieszkaniu roznosił się zapach perfum mojej mamy, tak jakby nadal tutaj była. Jakby wcale nie odeszła. Spojrzałam na twarz babci, która również miała łzy w swoich oczach. Odłożyłam klucze na komodę i zdjęłam płaszcz, wieszając go na przeznaczonym dla niego miejscu. Nieśmiało ruszyłam dalej i weszłam do kuchni. Słone kropelki znów spływały po moich policzkach. Jeszcze kilka miesięcy temu, mama przygotowywałaby ze mną w tym momencie obiad, śmiejąc się z moich zdolności kulinarnych.
Wzięłam głęboki oddech, by opanować szloch, który wydobywał się z mojego gardła i przeszłam do salonu. Od razu do mojej głowy napłynęło nowe wspomnienie.

 - Dziękuje wam. – odezwałam się, kiedy całą ósemką siedzieliśmy w salonie. - Dziękuje za wszystko.
- Czyli, za co? - spytał zdziwiony brunet.
- Za to, że przy mnie jesteście, że wspieracie mnie i pomagacie mi na każdym kroku. Nie wiem jak dałabym sobie radę bez was. - wyjaśniłam, a po moim policzku popłynęła łza.
- Od tego są przyjaciele, tak? - odezwał się szatyn, podchodząc do mnie i mocno mnie przytulając.
- Zawsze będziemy cię wspierać, gdy będziesz tego potrzebować, bo wiemy, że jeżeli my będziemy w trudnej sytuacji, ty nam pomożesz. - dodał Liam, także mnie obejmując
- Kocham was. - uśmiechnęłam się do nich szeroko.
- My ciebie też.

Dlaczego ich nie pamiętam? Dlaczego nie pamiętam swoich najlepszych przyjaciół? Przecież tych najważniejszych osób w swoim życiu, się nie zapomina! A ja zapomniałam o osobach, które wspierały mnie po śmierci mojej własnej matki i za pewne w wielu innych sytuacjach. Tak po prostu wymazały mi się z pamięci osoby, które kochałam i które kochały mnie.

***

- Niall, to naprawdę świetna piosenka. Harry miał racę, to będzie hit. – pogratulował mi Paul, kiedy skończyłam nagrywać swój cover.
- Mówiłem już, że nie chcę jej wrzucać do sieci. Ta piosenka, jest zadedykowana dla Mai i nie chcę by ktoś inny jej słuchał. Ale dziękuje za miłe słowa. – odparłem bez większych emocji, biorąc sporego łyka z butelki wody niegazowanej.
- A ty nadal swoje. – rzucił z politowaniem Styles, który stał w progu drzwi. – To twoja decyzja, nie będę jej oceniał.
- Jeszcze tylko nagrasz swoją solówkę do Little Things i myślę, że możesz wracać do domu. – odezwał się ponownie menager. – Do roboty Horan. – poklepał mnie po plecach, a ja wróciłem do dźwiękoszczelnego pomieszczenia i nałożyłem na uszy słuchawki. Poprawiłem kartkę z tekstem i wsłuchałem się w melodię, po czym zacząłem śpiewać.

You'll never love yourself half as much as I love you. / Nigdy nie będziesz kochać siebie, choć w połowie tak mocno jak ja kocham ciebie
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to. /
Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie. Ale chcę, by tak było
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself, /
Jeśli pokażę ci, że jestem tu dla ciebie może pokochasz siebie,
Like I love you. Ooh.. /
Tak jak ja kocham ciebie

- Świetna robota Niall, nie mam żadnych zastrzeżeń. Od teraz masz urlop, wracaj do domu.
Wyszedłem ze studia, wpadając od razu na niezłą grupę fanów. Uśmiechnąłem się do nich miło i rozdałem kilka autografów, po czym ruszyłem w stronę swojego samochodu, jednak zatrzymała mnie dość młoda dziewczyna. Miała może z czternaście lat.
- Chcesz autograf? – zapytałem.
- Nie chcę od ciebie autografu. Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś się uśmiechnął, ale nie tak sztucznie jak przed chwilą do tej grupy fanów przed studiem. Tak prawdziwie, szeroko jak kiedyś. Nie lubię gdy jesteś smutny. Kochamy cię, pamiętaj o tym. – w oczach pojawiły mi się łzy wzruszenia.
- Jak masz na imię?
- Megan. – odparła krótko.
- Oh, Megan naprawdę dziękuje ci, za te słowa i za wsparcie. Nawet nie wiesz, jak poprawiłaś mi humor. – przytuliłem dziewczynę i pocałowałem ją w policzek. -

Kiedy odsunąłem się od niej, posłałem jej najprawdziwszy i najszerszy uśmiech, na który było mnie stać. Dziewczyna, widocznie zadowolona odwzajemniła gest i odeszła. Po tej sytuacji mogę śmiało stwierdzić, że Directioners to najwspanialsze osoby na całej kuli ziemskiej i nie mam pojęcia co bym bez nich zrobił. 

Od autorki: 
Znów zawaliłam i nie dodałam rozdziału tydzień temu, jak się umawialiśmy. Chyba zrezygnuję z dodawania rozdziałów w każdy weekend. Po prostu będę starać się dodawać rozdziały jak najczęściej się da. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie. Jestem osobą, która nie daje rady tak na zawołanie napisać rozdziału. Dziękuje za komentarze, pod poprzednią notką. Kocham was najbardziej na świecie <3 

sobota, 12 października 2013

Rozdział 6

Dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo nudno. Od rana nie dostałam żadnego sms'a od Alana, co ogromnie mnie martwiło. Czyżby się gniewał za nasze ostatnie spotkanie? Wiem, że oczekiwał ode mnie czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni, ale ja nie potrafiłam okazać mu niczego innego. Nie znam go za dobrze, minęły dopiero dwa tygodnie od naszego pierwszego spotkania.
Chyba już setny raz dzisiaj odświeżyłam Facebook'a, w poszukiwaniu czegoś co zabiłoby moją nudę. Było po czternastej, a ja nadal nie miałam co robić. Babcia zajęta sprzątaniem, dziadek naprawianiem auta, Łukasz pojechał do swojej dziewczyny, a ja zostałam sama. Korciło mnie, by napisać do Alana, ale powstrzymywałam się przed tym. Będzie chciał to się odezwie. 
Jak na zawołanie na moją komórkę przyszedł SMS, dlatego podekscytowana sięgnęłam po urządzenie i odblokowałam je, otwierając wiadomość, która jak się okazało była od Alana. Czyli jednak się nie obraził, wręcz przeciwnie. Zabiera mnie gdzieś. Ucieszyłam się na myśl o spędzonym wieczorze z moim przyjacielem. Podbiegłam do swojej szafy i przejrzałam wszystkie swoje ubrania, jednak nic nie pasowało do moich upodobań. Zrezygnowana zawołałam babcię, by pomogła mi wybrać coś na dzisiejsze spotkanie. W końcu razem dokonałyśmy wyboru. Dobrałam jeszcze dodatki i biżuterię i zostawiłam strój na łóżku.
W związku z tym, że miałam jeszcze, aż trzy godziny, postanowiłam pomalować paznokcie. Nigdy jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale stwierdziłam, że czas to zmienić. Do mojej stylizacji idealnie pasowały francuskie paznokcie, także zabrałam się do roboty. Kiedy skończyłam, musiałam poczekać aż wyschnie.
Następnie ruszyłam do łazienki, by wziąć prysznic.
Mokre włosy, wysuszyłam i ułożyłam, żeby delikatnie opadały na moje ramiona. Na twarz nałożyłam lekki makijaż, tylko usta przejechałam ostro czerwoną szminką. Zostało trzydzieści minut, do umówionej godziny, dlatego stwierdziłam, że czas założyć mój strój. Składał się on z białej sukienki, ze zwiewnym dołem. Na plecach znajdowało się w cięcie związane cienkim sznureczkiem. Na nogi założyłam beżowe buty na obcasie z dżetami. Na mojej szyi nadal wisiał tajemniczy naszyjnik, a na palcu znalazł się złoty pierścionek.
Cały strój i dodatki idealnie do siebie pasowały, a makijaż świetnie oddawał urok stylizacji. Co jak co, ale moja babcia miała bardzo dobry gust.
Teraz zostało mi czekanie na Alana, który miał przybyć za jakieś dziesięć minut. Zbiegłam po schodach i pokazałam się babci. Kobieta uśmiechnęła się szeroko na mój widok i klasnęła w dłonie zachwycona.
- Skarbie, wyglądasz niesamowicie!
- No mam nadzieję, że Alanowi się spodoba. - zagryzłam wargę, jeszcze raz przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
- A więc, to randka?
- Z mojej strony, raczej nie. Ale zobaczymy co z tego będzie. - obdarzyłam ją nieśmiałym uśmiechem.
W tym momencie do domu wszedł dziadek, który aż zagwizdał, kiedy mnie zobaczył.
- Ślicznie wyglądasz, pszczółko. Gdzie się wybierasz?
- Alan mnie gdzieś zabiera. - wyjaśniłam, a dziadkowi zrzedła mina. Wydawał się być zaskoczony i zły na ten fakt, ale po chwili by to ukryć, uśmiechnął się wesoło i zniknął w łazience. Dziwne.
Po mieszkaniu rozległo się pukanie, dlatego szybko pospieszyłam otworzyć. Kiedy uchyliłam drzwi, moim oczom ukazał się bukiet czerwono-białych róż, które wprost uwielbiałam. Po chwili za kwiatów wysunęła się głowa Alana.
- Wow, jaki śliczny bukiet. To dla mnie? - rzuciłam zaskoczona, tym prezentem.
- Śliczne kwiaty, dla jeszcze śliczniejszej dziewczyny. Proszę. - podał mi bukiet.
Pocałowałam go w policzek w ramach podziękowania i cofnęłam się do kuchni odstawić kwiaty do wazonu.

Kilkanaście minut później podjechaliśmy samochodem bruneta pod lokal, którego wcześniej w Łodzi nie widziałam.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, przyglądając się nieznajomemu miejscu.
- Otworzyli kilka dni temu nową restauracje, a dziś jest oficjalne otwarcie. Pomyślałem, że zjemy jakąś dobrą kolację, a później się gdzieś przejdziemy. Co myślisz? - spojrzał na mnie, wyczekująco.
- Jestem za.
Wysiedliśmy z auta i pokierowaliśmy się, do wejścia lokalu. Przed budynkiem, kręciło się już sporo osób, ale to było nic w porównaniu z ilością ludzi w środku. Każdy stolik był zajęty, przynajmniej tak mi się zdawało. Kiedy chciałam zaproponować Alanowi, byśmy poszli do innej restauracji, on uciszył mnie gestem dłoni i podszedł do szefowej sali, podając swoje nazwisko. Miła pani, uśmiechnęła się do niego i wskazała stolik znajdujący w koncie sali. Brunet łapiąc mnie za rękę, poprowadził do stolika i odsuwając jedno z krzeseł, nakazał usiąść. Pośpiesznie zrobiłam to o co mnie prosił, a on usiadł na przeciwko mnie.
Dopiero w tym momencie, miałam okazję przyjrzeć się wnętrzowi restauracji. Lokal urządzony był w kolorze beżowym i brązowym. Dominował tutaj nowoczesny wystrój, ale gdzie nie gdzie, można było dojrzeć rękę wielbiciela średniowiecza. Mniej więcej na środku dużego pomieszczenia, znajdowała się duża scena, którą z naszego miejsca idealnie było widać. Ustawiała się na niej wysoka, ładna brunetka, przygotowując się do występu. Pod sceną widniało mnóstwo wolnej przestrzeni, za pewne na tańce. Obok znajdował się bar z alkoholem, zza którego uśmiechał się do klientów przystojny barman.
Przeniosłam swój wzrok na Alana, akurat w tym momencie kelner przyniósł nam kartę dań. Przyjrzałam się propozycjom potraw, ale nic oprócz spaghetti nie odpowiadało moim wymaganiom cenowym.
- Mogę już przyjąć zamówienie? - przy naszym stoliku tym razem pojawiła się niska kelnerka.
- Ja poproszę spaghetti bolognese i sok pomarańczowy.
- Poprosimy dwa razy spaghetti bolognese i sok pomarańczowy. - brunet posłał dziewczynie miły uśmiech, a ona zarumieniona podążyła w stronę kuchni.
Pogrążyliśmy się w luźnej rozmowie. Alan zapytał jak spędziłam ostatnie dni, a ja natomiast poruszyłam temat jego rodziców. Lubiłam, kiedy opowiadał o swojej rodzinie i mieście, w którym się urodził. Robił to z taką pasją, miłością i szczęściem. Wiedziałam, że za nimi tęskni, ale jego marzeniem od zawsze były studia w Polsce.
Po jakimś czasie, dostaliśmy swoje zamówienia. Byłam na prawdę głodna, dlatego od razu zabrałam się za jedzenie. Mój towarzysz przyglądał mi się z niemałym zaskoczeniem i uśmiechem. Byłam w ciąży, więc mój apetyt nie był niczym dziwnym dla mnie, ale rozumiałam zdziwienie Alana.
- Moja młodsza siostra, bardzo chce cię poznać. - odezwał się w końcu.
- Nie mówiłeś mi, że masz rodzeństwo. - zmarszczyłam brwi, a on się zaśmiał.
- Przepraszam, wypadło mi to z głowy. Ma na imię Oliwia i ma osiem lat. Kiedy dzwonię do domu i dają mi ją do telefonu, ciągle pyta kiedy cię jej przedstawię.
- To słodkie. - uśmiechnęłam się. - Opowiadałeś o mnie swojej rodzinie? - uświadomiłam sobie po chwili.
- No tak, jesteś moją przyjaciółką. Masz mi za złe, że to im powiedziałem?
- Nie, oczywiście, że nie. Tylko... - moje policzki ogarnęło ciepło. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. - Nie ważne.
Chłopak złapał moją dłoń w swoją i delikatnie ścisnął. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.
- Ślicznie wyglądasz, kiedy się rumienisz. - szepnął mi na ucho, kiedy się pochylił nad stolikiem.
Rozmowa między nami ożywiła się, chcieliśmy dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. W końcu dotarliśmy do tematu miłości. Alan w pewnym momencie, wziął głęboki oddech i spojrzał mi w oczy.
- Maju, muszę ci coś powiedzieć - zaczął. - Już od momentu, kiedy zobaczyłem cię, schodzącą po schodach w domu twojej babci, wiedziałem, że muszę cię poznać. Coś mnie do ciebie ciągnęło i nie potrafiłem tego zatrzymać. Zauroczyłaś mnie sobą. A kiedy dowiedziałem się o tobie więcej i spotkaliśmy się wtedy w kinie, wiedziałem, że coś do ciebie czuję. To było coś mocnego, jak na długość naszej znajomości. Zakochałem się w tobie. Kocham cię.
- Alan - rozpoczęłam - Jesteś moim przyjacielem i jesteś dla mnie bardzo ważny. Również cię kocham, ale nie wiem czy w takim sensie jakim ty mnie. Muszę mieć trochę czasu, by sobie to wszystko uświadomić, poukładać. To nie jest takie proste.
- Ja to w pełni rozumiem. Spróbujmy, to jedyny sposób byś mogła się dowiedzieć, co dokładnie do mnie czujesz.
- Może masz racje. Tylko nie ręczę, że będzie łatwo.
- Czyli zgadzasz się? - uśmiechnął się.
Pokiwałam głową, a on ponownie nachylił się nad stolikiem i pocałował mnie w policzek.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ogromnie się cieszę.
- Ja też się cieszę.
Tak cieszyłam się, ale w głębi serca czułam, że robię źle. Miałam przeczucie, że dokonuję się zdrady wobec innej osoby.
- Masz ochotę przejść się na spacer?
Pokiwałam głową nieśmiało. W mojej głowie panował niesamowity mętlik, lecz starałam się żyć tym co jest teraz. Po prostu nie myśleć o problemach. Nie teraz.

Spacerowaliśmy po ulicach Łodzi, trzymając się za ręce, co jakiś czas spoglądając sobie w oczy. Czułam się niezręcznie, ale nie chciałam robić przykrości Alanowi.
- Mam świetny pomysł! – odezwał się nagle. Skierowałam ku niemu swój wzrok, który przez kilka dobrych minut poświęcałam moim butom. – Pojedźmy na takie spóźnione wakacje do Hiszpanii. Ale to nie będą takie tradycyjne wakacje. Możemy pojechać tam autem. Po drodze zatrzymamy się u moich rodziców, a może nawet w Londynie u twojego taty.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym z tobą pojechać, ale nie mogę podjąć decyzji sama. Nie chce wyciągać od babci pieniędzy, a sama za dużo ich nie mam. Obawiam się, że ten wyjazd raczej nie wypali.
- Ja mam dużo oszczędności, a to ma być prezent dla ciebie. Nic nie będziesz musiała płacić. – zatrzymał się i stanął naprzeciw mnie. – Chcę spędzić z tobą trochę czasu, a takie wakacje to idealny sposób na to, byśmy się lepiej poznali. Proszę zgódź się. – nalegał.
- Obiecuję, że się nad tym poważnie zastanowię, zgoda?
- Zgoda.– spojrzał mi głęboko w oczy. – Kocham cię Maju.
Wtuliłam się w jego tors, czując łzy w oczach.
- Tak bardzo bym chciała powiedzieć ci to samo. – szepnęłam.

Od autorki: 
Na samym początku muszę was ogromnie przeprosić, za ponowną tak długą nieobecność. Problemy z weną i internetem, niestety.;/ Ale już jestem i teraz postaram się zaglądać do was systematycznie. Wracamy z dodawaniem rozdziałów w weekendy, bo tylko wtedy mam chwilę czasu wolnego. 
KOCHAM WAS KICIE, PAMIĘTAJCIE O TYM ♥ 

sobota, 7 września 2013

Rozdział 5

Delikatny powiew wiatru otulał moją skórę, kiedy siedziałem na huśtawce w ogródku, patrząc się w niebo.
- Cześć May. - szepnąłem, obserwując gwiazdy. Miałem nadzieję, że mnie widzi albo chociaż słyszy mój głos. - Chciałbym cię zobaczyć, wiesz? Mam ogromną ochotę się do ciebie teraz przytulić.
Poczułem, że łzy po raz kolejny od kilku dni, napływają do moich oczu. Nie potrafiłem ich zatrzymać. Tak bardzo tęskniłem za tym co było kiedyś. Tęskniłem za Maią.
- Znów o niej myślisz?
To Zayn.
Podał mi koc, w który od razu się szczelnie owinąłem. Usadowił się obok mnie wygodnie i skierował swój wzrok na moją osobę. Nie musiał pytać, bardzo dobrze wiedział. Mógł wyczytać to z moich oczu.
- Niall, ona umarła. Myślisz, że chciałaby byś teraz cierpiał i ciągle o niej myślał? Kochasz ją to zrozumiałe, ale musisz żyć, bo masz dla kogo. To, że będziesz przez cały czas się dołował nie sprawi, że ona wróci. Maia by tego nie chciała.
- Obiecała, że zawsze będziemy razem.
- Niall, minęło półtora miesiąca.
- Obiecała.
- Wiem, że jest ci trudno, ale musisz się wziąć w garść. Masz nas, najwspanialszych fanów, nie zawiedź ich. - poklepał mnie po plecach i ruszył w stronę domu, chowając dłonie w kieszeniach spodni.
Miał rację. Nie mogłem opuścić i zasmucić moich fanów, dlatego wpadłem na niesamowity pomysł.

***
- Witamy w naszym programie bardzo serdecznie, znany na całym świecie brytyjski boysband One Direction! - oklaski - Chłopcy, jak wam idzie nagrywanie nowej płyty?
- Obecnie mamy przerwę. Nagrywanie nowych kawałków na płytę to ciężka i czasochłonna praca, dlatego zrywamy się bardzo wcześnie by nagrać swoje wokale. - zaczął Zayn.
- Yeah, potrzeba wiele czasu by nauczyć się tekstu i dołączyć do tego odpowiedni rytm i brzmienie. - dodał Liam.
- Wasza muzyka zmieni się choć trochę na nowej płycie?
- O tak, nowe piosenki będą bardziej rockowe. Dorastamy, a razem z nami nasza muzyka. - odpowiedział Lou.
- Ile będzie trwała trasa koncertowa i kiedy się zaczyna?
- Pierwszy koncert gramy 23 lutego tu w Londynie. Już nie możemy się doczekać, by odwiedzić te wszystkie kraje. Trasa będzie trwała około ośmiu miesięcy. Obejmuje ona kilkanaście krajów, a zagramy ponad sto koncertów - wytłumaczył Harry
- Ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy byliście w trakcie trasy koncertowej Up All Night, to niesamowite, że teraz nagrywacie drugą płytę w swojej karierze. Jak się z tym czujecie?
- Jesteśmy trochę w szoku, bo dzieje się to bardzo szybko i nawet nie myśleliśmy, że dojdziemy aż tak daleko w takim tempie. - odezwałem się cicho i niepewnie.
- Jesteście podekscytowani?
- Oczywiście, to niesamowite co teraz dzieje się wokół nas. Czasem nie możemy w to uwierzyć. Nie raz ogarnia mnie rano uczucie "Czy to nie był sen?", ale później widzę chłopaków i wiem, że nadal w tym trwam.
- A co robicie, kiedy wrócicie do domu czy do tour busa po całym dniu koncertów, wywiadów i innych tego typu rzeczy? Jak spędzacie wolny czas?
- Zazwyczaj śpimy. W trasie mamy bardzo mało czasu na odpoczynek i relaks, dlatego gdy mamy tylko wolną chwilę śpimy lub po prostu wylegujemy się na kanapach, rozmawiając ze sobą albo rodziną.
- A kiedy znajdujecie czas na spotkanie się ze swoimi ukochanymi?
Przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że dojdzie do tego tematu, tylko nie miałem pojęcia, że nastąpi to tak szybko.
- Przez wakacje mieliśmy bardzo dużo wolnego, daliśmy tylko kilka koncertów i teraz ten wywiad. Praktycznie codziennie staramy spędzać czas z naszymi dziewczynami.
- A zostając przy temacie związków. Niall - teraz się zacznie. - Jak się czujesz po rozstaniu ze swoją dziewczyną, Maią?
W moim gardle pojawiła się wielka gula, utrudniająca mi odpowiedź. Serce łomotało, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Samo jej imię mocno mnie zabolało.
- Trudno jest mi o tym rozmawiać - odburknąłem, starając się nie patrzeć na redaktorkę.
- Uważasz, że moglibyście do siebie wrócić? - ciągnęła.
Zacisnąłem mocno oczy i zagryzłem wargę, próbując opanować łzy.
- Ale ona... Ona nie żyje - na widowni rozniósł się odgłos zdziwienia.
Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Liam starał się mnie wspierać w każdym momencie, w miarę swoich możliwości. Szanowałem go za to.
- Zginęła w katastrofie lotniczej, kiedy po zerwaniu wracała do swojego rodzinnego państwa. - wyszeptałem
- Bardzo nam przykro Niall, składam wam wielkie kondolencje - wzruszona redaktorka, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej Louis.
- Skończmy ten temat, jeśli można - spojrzał wymownie na naszego managera.
Paul szepnął coś na ucho jednemu z reżyserów, aż w końcu redaktorka dostała informacje na słuchawkę, którą miała w uchu.
- Cóż to już wszystko na dziś. Dziękuje za wywiad chłopcom z One Direction.
Zeszliśmy ze sceny, a ja od razu biegiem udałem się do łazienki w naszej garderobie, której drzwi zamknąłem na klucz, gdy tylko się w niej znalazłem. Łzy, które uzbierały się w moich oczach, zaczęły spływać po policzkach tworząc niewielki strumień.

***
Wieczorem, zaparkowałem swoje auto przed blokiem. Zabierając swoją gitarę, wszedłem do budynku. Dotarłem do drzwi mieszkania, z którym wiąże się wiele wspomnień. To tu mieszkałem z najważniejszą osobą mojego życia. Otworzyłem je kluczem i po chwili stałem w korytarzu, zdejmując kurtkę. Powolnym krokiem przemierzyłem drogę do salonu. Nic się tu nie zmieniło od wyjazdu Mai, wszystko było na swoim miejscu, oprócz niej.
Usiadłem na dywanie, opierając się plecami o kanapę. Do ręki wziąłem gitarę i zacząłem grać piosenkę Harry'ego Nillsona "Without you".

Wiesz, nie potrafię zapomnieć tamtego wieczoru
Wyrazu Twojej twarzy, kiedy odchodziłaś
Zgaduję, że to tylko jedna z dróg,
jaką miała się toczyć nasza historia
Zawsze się uśmiechałaś, ale w Twoich oczach
Potrafiłem dostrzec smutek
Tak, widziałem go

Nie , nie potrafię dopuścić do siebie istnienia jutra
Podczas gdy przypominam sobie o całym swoim smutku
O tym, że kiedy byłaś przy mnie, opuściłem Cię
I teraz wiem, że jedynym wyjściem
Było pozwolić Ci wiedzieć
O tym, co powinno być Ci znane

Nie potrafię żyć
Jeżeli życie ma trwać bez Ciebie
Nie mogę żyć
Nie jestem w stanie poświęcać się już więcej
Nie potrafię żyć
Jeżeli życie ma trwać bez Ciebie
Nie mogę żyć
Nie jestem w stanie poświęcać się już więcej

- Myślę, że powinieneś nagrać tą piosenkę, jako swój własny cover. - odezwał się znajomy głos Styles'a, dochodzący z wejścia do salonu.
- Co tu robisz, Harry?
- Często tu przychodzę, też tęsknie za Maią. Szukaliśmy cię, wiesz?
- Nie jestem małym dzieckiem - odburknąłem.
- Jesteś naszym przyjacielem, martwimy się o ciebie.
- Daje sobie radę.
- Właśnie widzimy. Dzisiejszy wywiad uświadomił nas, jak sobie radzisz. - rzekł z ironią.
Musiałem przyznać mu rację. Wcale sobie nie radziłem, ale zawzięcie chciałem to ukryć.
- Jak się czujesz w ogóle, po tym wywiadzie?
- Nie za dobrze, szczerze powiedziawszy. Miałem świadomość, że dojdzie do tego tematu, ale nie miałem pojęcia, że nastąpi to aż tak szybko.
- Tą redaktorkę prawie nie wyrzucili z pracy. A szkoda. - skrzywił się.
Zapadła cisza, kiedy nic nie odpowiedziałem na jego uwagę.
- Co cię tak na prawdę gnębi? Jesteśmy tutaj dla ciebie, możesz na nas liczyć.
Długo wahałem się nad odpowiedzią. W głowie kłębiło się mnóstwo myśli, dlatego powoli się w nich gubiłem.
- To moja wina. - nie zrozumiał, co mam na myśli, bo posłał mi pytające spojrzenie. - Śmierć Mai jest moją winą. Tak jak powiedziałeś, to przeze mnie wyjechała, odeszła. To przeze mnie zginęła w tej katastrofie...
- Niall, to mogło się zdarzyć za każdym razem, kiedy leciała samolotem.
- Gdybym ją wtedy wysłuchał, ona nadal by tu była. Z nami, ze mną. - łamał mi się głos.
- To nie twoja wina!
- Gdybym jej wtedy uwierzył...
- Niall... - wyszeptał, wiedząc co za chwilę powiem.
- Nie umarłaby. - rozpłakałem się.
Harry już nic nie mówił, tylko zbliżył się do mnie i mocno przytulił. Wtuliłem się w jego tors. Nie puścił mnie dopóki, nie wypłakałem wszystkich łez.
- Może wracajmy do domu? Musisz się położyć.
Pokiwałem lekko głową, na znak zgody.

***
Dwadzieścia minut później, autem Harry'ego dotarliśmy pod naszą wspólną willę. Już z dużej odległości widziałem, stojący na podjeździe samochód Paula. Nie miałem ochoty, na rozmowę z nim, ale niestety nie miałem innego wyjścia.
Wszedłem do mieszkania zaraz za Styles'em, zamykając za sobą drzwi i od razu przywitały mnie odgłosy prowadzonej rozmowy, dobiegającej z salonu.
- Harry? Niall? Chodźcie do nas, musimy porozmawiać! - zawołał Paul.
- O co chodzi? - udawałem, że nie mam pojęcia o czym chce gadać.
- O twój stan psychiczny, Horan. Martwimy się o ciebie. Może rozmowa z psychologiem ci pomoże.
- Nie potrzebny mi psychiatra, jeśli o to pytasz. - odparłem z przekąsem.
- Psycholog, a psychiatra to różnica, tak po pierwsze. - zaczął Liam - A po drugie rozmowa ze specjalistą, na prawdę może ci pomóc.
- A może chcesz pojechać na wakacje? Do Irlandii, albo gdzieś indziej. - zaproponował manager. - Liam by ci towarzyszył, prawda?
Szatyn pokiwał głową, zachęcająco.
Co prawda, odpoczynek od szalonych i piszczących fanek, oraz natarczywych fotoreporterów, którzy obserwują każdy mój krok, bardzo by mi się przydał. Nie to, że nie kochałem moich fanów, ale czasem staje się to uciążliwe. Miałem już po dziurki w nosie, nagrywania nowych kawałków na płytę, wywiadów i koncertów. Lubiłem swoją pracę i nie chciałbym robić nic innego, ale raz na jakiś czas, przydałoby mi się wytchnienie od tego wszystkiego.
- Myślę, że urlop dobrze mi zrobi.
- Świetnie! - zawołał uszczęśliwiony Paul.
- A może, pojedziemy do moich rodziców? - zapytał mnie Li. - Mama bardzo się ucieszy z twojego przyjazdu.
- Pewnie, jestem za.
- To nagracie swoje solówki i możecie jechać moim zdaniem. - mężczyzna wstał, szykując się do wyjścia.
- Paul, Niall ma do ciebie jeszcze jedną sprawę. - zatrzymał go Harry, a ja posłałem mu zaskoczone spojrzenie. - Piosenka - dodał bezgłośnie, w moją stronę.
- A tak... Czy to możliwe, żebym nagrał cover? Sam.
- Sugerujesz coś? - Louis odezwał się pierwszy raz od początku spotkania.
- Nie Lou, nie chodzi mi o odejście z zespołu. O to nie musicie się martwić. Mam na myśli, nagranie tylko jednej piosenki, w dodatku nie swojej.
- To może być niezły chwyt marketingowy. - zauważył manager.
- Ale nie robię tego dla sławy naszeg
o zespołu. Robię to tylko i wyłącznie dla siebie, nawet wcale nie miałem zamiaru wrzucać jej do sieci.
- A dlaczego? Ten cover może zrobić niezłą furorę. Na prawdę. - wtrącił Harry.
- Sam nie wiem...
- Możesz jutro wejść do studia i nagrać początkową wersję tej piosenki? - zapytał Paul.
- Myślę, że tak.
- To widzimy się jutro w studiu o trzynastej. - podsumował. - Harry, co z Jessiką?
- Jest w Polsce, u rodziny. A dlaczego pytasz? - dodał.
- Zachorował jeden z naszych fotografów, a na zastępstwo przydałby się ktoś, kto idealnie was zna. Mogłaby wziąć tą robotę?
- A kiedy ma się odbyć sesja?
- Za tydzień, w czwartek.
- Zadzwonię do niej, ale raczej się zgodzi.
- Dobra, to na razie chłopaki. Wyśpijcie się na jutro, bo musicie nagrać single! - pogroził palcem. - Trzymajcie się.
Podał nam wszystkim rękę na pożegnanie i wyszedł z domu, pozostawiając mnie z kompletnym mętlikiem w głowie.
Od autorki:
Hej! Jak po pierwszym tygodniu szkoły? Ja jestem trochę zmęczona tym wstawaniem, ale po za tym jest dobrze. Rozdziały będą się pojawiały co weekend, ponieważ w dni szkoły komputer jest u moich rodziców i wraca do mnie w piątki wieczorem. 
Dziękuje za miłe słówka, pod ostatnim rozdziałem! Kocham Was ♥ 
Buziaki ♥

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 4

Razem z babcią, dziadkiem i Jessiką weszliśmy do mieszkania. Między naszą czwórką panowała napięta atmosfera, ale to nic dziwnego. Całe to powitanie mojej przyjaciółki, było mniej więcej dziwne. Nie chciałam robić jej przykrości, ale w końcu jej nie pamiętałam, miałam prawo być nie ufna wobec niej.
Kiedy zasiedliśmy w kuchni dochodziła czwarta po południu, więc babcia zabrała się za podgrzewanie obiadu, w między czasie gawędząc sobie z Jessiką. Ja siedziałam cicho, ogólnie dziś opuścił mnie dobry humor. Przez głowę przeszła mi myśl o Alanie i nagle sobie przypomniałam o dzisiejszym kinie.
- O matko - poderwałam się z krzesła, aż rozmawiające spojrzały na mnie zaskoczone. - Przecież ja byłam dzisiaj umówiona z Alanem!
Na szczęście do umówionej godziny, zostało jeszcze trochę czasu. Szybko podążyłam do swojego pokoju i otworzyłam szafę w poszukiwaniu czegoś co nadawałoby się na dzisiejsze spotkanie.
Na dworze padało, dlatego wybrałam dłuższy, biały T-shirt, krótkie, czarne spodenki, skórzaną kurtkę również koloru czarnego, ciemne rajstopy i ciemno-szare trampki za kostkę. Ubrałam się w wybrane ubrania, a na szyi zostawiłam ów łańcuszek z serduszkiem.
Kiedy malowałam się w łazience, usłyszałam kroki na schodach, a po chwili w drzwiach stanęła Jessika, uśmiechając się miło.
- Alan, to twój nowy chłopak? - zapytała.
- Wczoraj się poznaliśmy. - wyjaśniłam. - Jesteśmy tylko znajomymi.
- Nadal nosisz ten wisiorek? - wskazała na serduszko zwisające na mojej klatce piersiowej, po czym ugryzła się w język.
- Wiesz coś o nim? Dostałam go od kogoś? Wiesz, nawet nie mam pojęcia skąd jest... - złapałam w go w dwa palce i dokładnie się mu przyjrzałam.
W momencie styknięcia się mojej skóry dłoni z serduszkiem, przez moją głowę przeleciało dość wyraźne wspomnienie.

- Mam coś dla ciebie. - powiedział blondyn. Wyjął z kieszeni pudełko i podał je mi. - To dla ciebie, żebyś o mnie nigdy nie zapomniała.
Pośpiesznie otworzyłam prezent, a w pudełeczku znalazłam naszyjnik w kształcie serca. 
- Jaki śliczny! dziękuję. - rzuciłam się chłopakowi na szyję. - Kocham cię i nawet bez naszyjnika, bym o tobie pamiętała! 
- Nie ma za co. Ale ja wolę mieć pewność. - uśmiechnął się szeroko. - Ja ciebie też kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo - dokończył szeptem.

- Dostałam go od chłopaka?
Dziewczyna nieco się zawahała, a w jej oczach można było dostrzec lekką panikę. Minęła chwila za nim się odezwała.
- Tak od chłopaka, twierdził, że bardzo cię kocha. Nie jest nawet warty pamiętania. Zostawił cię przy najbliższej okazji. - odpowiedziała.
- Więc ta cała historia, którą opowiedziała mi babcia jest prawdziwa?
Szatynka jedynie pokiwała głową w potwierdzającym geście, jednak i to mnie nie przekonało. Czułam, że coś nie gra, ale jeszcze nie wiedziałam co.
- O której umówiłaś się z tym chłopakiem?
- Na siedemnastą. - uśmiechnęłam się do niej lekko i powróciłam do malowania rzęs.
Jessika jeszcze przez jakiś czas mnie obserwowała, po czym zeszła na dół do kuchni. W jej zachowaniu widać było niepewność i zdenerwowanie tą całą sytuacją, co jeszcze bardziej zwiększało moją ciekawość, co do tej sprawy.
Postanowiłam jednak na razie to zostawić, a zająć się spotkaniem z Alanem, które mnie dzisiaj czekało. Kiedy spojrzałam na zegarek w moim telefonie, było za pięć siedemnasta, dlatego wróciłam do swojego pokoju i wzięłam z szafy swoją torebkę, do której włożyłam chusteczki, błyszczyk, małe lustereczko, portfel i telefon.
Zbiegłam po schodach i przejrzałam się w lusterku, zawieszonym w korytarzu. Zza framugi wyjrzała babcia, przyglądając mi się uważnie.
- Bawcie się dobrze, skarbie. - posłała mi przyjazny uśmiech, który odwzajemniłam.
W tym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi, dlatego zerknęłam jeszcze raz na swoje odbicie, poprawiłam kurtkę i otworzyłam gościowi, którym oczywiście okazał się Alan. Ubrany był w ciemnoszare rurki, T-shirt z nadrukiem, skórzaną, brązową kurtkę i czarne tenisówki.
- Cześć - przywitał się radosnym głosem. - Gotowa?
- Pewnie. - powiedziałam, wychodząc z domu i zamykając za sobą drzwi.
- Jak ci minął dzień? - zapytał, kiedy ruszyliśmy chodnikiem, w stronę galerii.
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.
- Monotonnie i nudno. Dzisiaj przyjechała moja przyjaciółka z Anglii, której nawet nie pamiętam. Było mi okropnie głupio trzymać ją na dystans, kiedy tam byłyśmy ze sobą blisko, z tego co wiem.
Chłopak zatrzymał się gwałtownie i obrócił mnie twarzą do siebie.
- Hej, to przecież nie twoja wina, że straciłaś pamięć! - palcem wskazującym podniósł do góry mój podbródek. - Nie możesz czuć się źle z tego powodu.
Wzięłam głęboki oddech, by się trochę zrelaksować.
- Nie ważne - szepnęłam, by zmienić temat. - Ale jest jedyny plus. Przypomniałam sobie jedno zdarzenie z mojego życia za granicą. Miałam chłopaka, który dał mi ten naszyjnik - wskazałam na wisiorek, zwisający spokojnie na mojej szyi. - Z tego co powiedziała mi Jessika, zostawił przy pierwszej, lepszej okazji. - dodałam, wzruszając ramionami.
Zapadła między nami cisza. Trwała ona aż do dotarcia do kina. Nie była ona niezręczna, a wręcz przeciwnie. Ani trochę nam nie przeszkadzała. Co jakiś czas zerkaliśmy na siebie ukradkiem, uśmiechając się do siebie nieśmiało. To było nasze pierwsze poważniejsze spotkanie, dlatego rozmowa nie bardzo się kleiła między nami. W końcu dotarliśmy do Cinema City i podchodząc do kasy, przyjrzeliśmy się repertuarom na dzisiejszy dzień.
- Co masz ochotę obejrzeć? - zwrócił się do mnie Alan.
***
- Jak podobał ci się film? - zapytałam, by rozpocząć rozmowę i zagłuszyć swoje myśli, kiedy wyszliśmy z sali kinowej, gdzie obejrzeliśmy Królewnę Śnieżkę i Łowcę. - Dla mnie był trochę sztuczny, oraz mało wciągający. Moim zdaniem, Kristen Stewart jest bardziej stworzona do ról typu tej co grała w Zmierzchu - przyznałam.
- Masz rację, ale oprócz tych szczegółów, film był całkiem dobry.
Przeszliśmy przez drzwi budynku i znaleźliśmy się na placu Manufaktury. O tej porze roku, już o godzinie dwudziestej robiło się ciemno. Na niebie dojrzeć świeciły już gwiazdy, ale na placu nie brakowało ludzi do towarzystwa. W tle leciała muzyka, a gdzie nie gdzie można było zobaczyć pokazy taneczne, sztuki walki czy po prostu osoby rozmawiające ze swoimi przyjaciółmi. Krótko mówiąc, mimo delikatnie późnej godziny, to miejsce tętniło życiem. Przechadzaliśmy się między tłumem, prowadząc luźną pogawędkę na temat obejrzanego filmu. Cóż lepszego wieczoru, nie mogłam sobie wymarzyć.
- Masz ochotę coś zjeść? Możemy wziąć coś na wynos z tej knajpki i usiąść na jakiejś ławce. - zaproponował mój towarzysz, wskazując na przepełnioną gośćmi restaurację, po naszej prawej stronie.
Przytaknęłam głową z wielkim entuzjazmem. Cóż byłam w ciąży, przez co mój apetyt nieco wzrósł, a w tym momencie bym głodna jak wilk.
***
Dwadzieścia minut później siedzieliśmy na jednej z ławek, śmiejąc się i rozmawiając na wszelkiego rodzaju tematy. Przy Alanie, wszystkie problemy schodziły na drugi tor, po prostu dzięki niemu mogłam zapomnieć i zacząć się bawić. Tańce i muzyka wokół nas, dodawała niesamowitego nastroju, więc nasze humory nawet o odrobinkę się nie pogorszyły.
- Co ty na to, by się powoli zbierać? - spojrzałam na bruneta. - Dochodzi dwudziesta trzecia, nie chcę by nasze babcie się martwiły.
- Rzeczywiście jest już trochę późno. - zerknął na godzinę, wypuszczając powietrze z ust. - No więc, chodźmy.
Spacerkiem ruszyliśmy w stronę mojego domu. Ruch na ulicach zmniejszył się o połowę, a w związku z tym, że była niedziela i większość ludzi nie pracuje, na chodnikach pojawiała się niewielka ilość osób. Gwiazdy świeciły nam nad głowami, a księżyc oświetlał delikatnie nasze twarze.
W końcu dotarliśmy przed dom mojej babci.
- Dziękuje ci za ten wypad do kina i spacer. Na prawdę dzięki tobie, miałam okazję miło spędzić czas. - powiedziałam z miłym uśmiechem.
- Polecam się na przyszłość. - zażartował, salutując.
Zaśmiałam się.
Zapadła między nami cisza, podczas której patrzyliśmy sobie w oczy. Alan powoli zaczął przysuwać swoje usta do moich. Kiedy nasze wargi się styknęły, gwałtownie odsunęłam od siebie chłopaka.
- Alan, przepraszam, ale nie mogę. - powiedziałam - To dla mnie za wcześnie. - dodałam, odwracając się.
Zerknęłam jeszcze raz przelotnie na bruneta i weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi.

Od autorki: 
Nareszcie jest czwarty rozdział! Dodaję go z lekkim opóźnieniem, ponieważ wyskoczył mi niespodziewany wyjazd do rodziny, dlatego nie miałam możliwości nic napisać. Wróciłam wczoraj, ale chciałam dodać ten rozdział akurat na urodziny Liama. 
DZIĘKUJE KOCHANI ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM! JESTEŚCIE CUDNI. ♥

sobota, 24 sierpnia 2013

Versatile Blogger Award

Hej wszystkim, piszę do was dlatego, ponieważ zostałam nominowana do The Versatile Blogger przez moją wierną czytelniczkę DreamsCome True  z bloga Od nienawiści do miłości
Kochana, ogromnie Ci dziękuje za tą nominację. Nawet nie wyobrażasz jak bardzo byłam zaskoczona, sprawiłaś mi tym wielką radość.


Zasady:
1. Podziękować za nominację osobie, przez którą zostałeś włączony do gry.
2. Pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby.
4. Nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują.
5. Poinformować o fakcie nominowania autorów blogów. 

Fakty o mnie: 
1. Mam na imię Ania
2. 26 marca skończyłam 14 lat. 
3. Należę do czterech fandomów: Directioners, Beliebers, Lovatics, Kwiatonators . Ale słucham też Seleny, Little Mix, One Republic, Ed'a Sherran'a, Birdy, Taylor Swift. 
4. Directioners jestem od roku, Belieber od prawie dziewięciu miesięcy, Lovatics od jakiegoś miesiąca, a Kwiatonators od dwóch tygodni. 
5. Uwielbiam czytać książki.
6. Moim ulubieńcem jest Niall.
7. W przeszłości byłam ogromną fanką Jonas Brothers.

Nominowane blogi: 



p

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 3

~Jak się czujesz, stary?~

~Niall, proszę odezwij się! ~

~Możesz odebrać, kiedy do ciebie dzwonię?~

~Daj znak życia, do cholery!~

~Odezwij się, błagam. Martwimy się~

~Napisz chociaż sms'a!~

~Gdzie ty jesteś, Niall?!~

~Do chuja pana, Horan odezwij się! Kurwa, błagam. ~


Martwili się, rozumiem. Ale oni też powinni uszanować to, że muszę odpocząć, pobyć sam. Jak się czuje? A jak mogę się czuć, po utracie najważniejszej dla mnie osoby? Myśl, że więcej nie zobaczę jej na oczy i to jeszcze z mojej winy, mnie przytłaczała. To nie miało tak się skończyć. Mieliśmy być razem, do końca. Mieliśmy mieć dom na obrzeżach miasta, gromadkę dzieci, kota i co najważniejsze, siebie nawzajem.
Telefon rozbrzmiał po raz enty, a dźwięk dzwonka, oznaczającego nowe połączenie rozniósł się po mieszkaniu. Już nawet nie sprawdzałem, kto tym razem, próbuje się do mnie dodzwonić. Przez całe tygodnie siedziałem w jednym miejscu, wpatrując się w jeden punkt na ścianie. Nie mogłem jeść, ani spać. Wyrzuty sumienia i tęsknota za Mai'ą, wypruwała ze mnie całą ochotę do życia. Wiele razy myślałem o samobójstwie, ale to byłoby zbyt proste. Wiedziałem, że nie potrafię żyć bez tej blondyny, ale nie mogłem się poddać. Musiałem być silny. Dla niej.
- Synku, odbierz telefon. Przyjaciele, na pewno bardzo się o ciebie martwią. - przy moim ramieniu znalazła się mama, głaszcząc mnie po policzku.
Pokiwałem głową potulnie i posłałem jej leciutki uśmiech, by choć na chwilę odpoczęła. Przez cały mój pobyt tutaj, bardzo o mnie dbała i wspierała.
Kiedy moja komórka zadzwoniła drugi raz, postanowiłem odebrać, chociażby dla własnego spokoju. Kciukiem wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Halo?
- Niall, nareszcie! - po drugiej stronie usłyszałem głośne westchnięcie ulgi Liam'a. - Dlaczego nie dawałeś znaku życia? Baliśmy się o ciebie.
Miał roztrzęsiony głos. Zrobiło mi się głupio. Im też musiało być ciężko po śmierci Mai, a ja narobiłem im jeszcze więcej zmartwień, ograniczając z nimi kontakt.
- Wiem, przepraszam Li. Musiałem pobyć trochę sam, po prostu pomyśleć. Żyję i mam się dobrze.
- Gdzie jesteś?
- W Irlandii, u mamy. - wyjaśniłem, przeczesując palcami swoją grzywkę. - Spokojnie,  ma na mnie oko.
-  Kiedy wracasz?
- Jeszcze nad tym nie myślałem, ale wrócę.
- Obiecujesz? - szepnął.
- Obiecuję.

Obiecałem i słowa, musiałem dotrzymać. 
Ciągnąc za sobą walizkę, której koła wydawały cichy turkot, podążałem ku taksówce, stojącej przed budynkiem lotniska. Paparazzi robiło mi mnóstwo zdjęć, ale tym razem nie miałem siły nawet zasłonić się dłońmi. Nie obchodziło mnie również to, że trafię na nagłówki gazet jako wokalista zespołu One Direction w depresji. Wsiadłem do pojazdu i podając kierowcy adres naszego wspólnego mieszkania, rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Czułem spojrzenie ów mężczyzny na sobie, kiedy spoglądał w lusterko. Wiedziałem, że ma ochotę o coś zapytać.
Spojrzałem na niego spod byka.
- Chce pan autograf? - zapytałem prosto z mostu.
- Przepraszam pana. Nie chciałem o to pytać, ze względu na pański humor, ale moja córka jest waszą wielką fanką i oszalałaby na widok autografu. - nadal skupiony na drodze, zerkał tylko kontem oka w lusterko.
- Nic nie szkodzi. Dziękuje, że nie jest pan taki nachalny. Oczywiście, że dam pańskiej córce autograf. - uśmiechnąłem się do niego lekko i wyciągnąłem zdjęcie naszego zespołu, które Paul rozkazał nam ze sobą nosić. - Jak córka ma na imię?
- Maia.
Zamarłem.
Przełknąłem ogromną gulę, która ni stąd ni zowąd, powstała w moim gardle i nabazgrałem swój tak dobrze wyćwiczony już podpis.
Zorientowałem się, że znajdujemy się już pod wskazanym przeze mnie adresem, dlatego oddałem kierowcy zdjęcie z autografem. Kiedy chciałem wyjąć swój portfel, mężczyzna zatrzymał mnie gestem dłoni.
- Autograf starczy. Dziękuje panu bardzo, panie Horan. - kolejny raz posłałem mu ciepły uśmiech. Był na prawdę miłym człowiekiem. - Miłego dnia.
Wysiadłem z samochodu, rzucając krótkie, ale przepełnione życzliwością "Do widzenia" i zamknąłem drzwi.

- Jest tu kto? - krzyknąłem, kiedy znalazłem się w korytarzu naszego wspólnego domu. - Chłopaki?
Po kilku sekundach dało się słyszeć głośne tupoty stóp na schodach. Pierwszy moim oczom ukazał się Liam, następnie Zayn, a zaraz po nim Harry i Louis, który potknął się o własne nogi i upadł na podłogę z głośnym hukiem, przewracając przy okazji Harry'ego i resztę chłopaków.
Mimo złego humoru, który towarzyszył mi od kilkunastu dni, nie potrafiłem nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Cała czwórka spojrzała na mnie zszokowana, a po chwili sami zaczęli się śmiać.
- Moje kochane niezdary. - szepnąłem, ale na tyle głośno by mogli mnie usłyszeć i ruszyłem w ich stronę.
Zrobiliśmy grupowy uścisk, zaraz po tym jak pomogłem im wstać z zimnej posadzki korytarza. Tak bardzo brakowało mi ich wygłupów, czy zwykłej rozmowy z nimi. Tym bardziej po śmierci Mai, kiedy potrzebowałem pomocy i bliskości rodziny i przyjaciół. Wiedziałem, że mogłem tą pomoc od nich otrzymać, że mogłem na nich liczyć w każdym momencie.
- Martwiliśmy się o ciebie. - pierwszy odezwał się Zayn, który widocznie nie wyspał się porządnie od kilku dobrych dni. Z resztą reszta nie wyglądała lepiej.
Ogarnęło ogromne poczucie winy. Przez moje samolubstwo cierpieli moi najbliżsi.
- Przepraszam, nie chciałem się przed wami chować. Ja po prostu potrzebowałem chwili spokoju, przemyślenia. Wiem, że wy również przeżyliście bardzo śmierć Mai, a ja nie powinienem dokładać wam więcej zmartwień. Musimy przetrwać to razem.
- Może nie stójmy w korytarzu, chodźmy do salonu.
Liam poprowadził nas do dużego pokoju, byśmy mogli po chwili zasiąść na dużych brązowych kanapach. Przez dłuższy czas panowała między nami cisza. Każdy układał w myślach słowa, które chciał wypowiedzieć.
- Niall... - zaczął Harry - Jak się trzymasz?
- Nie jest jakoś super, bo każda rzecz w tym domu mi o niej przypomina. - przyznałem, czując ponownie narastającą we mnie pustkę i tęsknotę. - Ale nie rozmawiajmy o mnie, okej? Co słychać u dziewczyn?
- Sam się dowiesz, za chwilę powinny być. - Louis, zerknął na telefon i zrobił zamyśloną minę. Nie wyglądał najlepiej, po wypadku. Jego prawa ręka nadal była w gipsie, a na policzku widniała lekko widoczna szrama po zadrapaniu. Był blady, a pod oczami widać było cienie. - Dlaczego mi się przyglądasz?
- Mizernie wyglądasz, dobrze się czujesz? - zmartwiłem się jego stanem. Był moim przyjacielem.
- Szczerze powiedziawszy nie za dobrze, ale przejdzie mi. - przyłożył sobie dłoń do czoła i oparł o zagłówek fotela, na którym siedział.
- Uh, może chcesz się położyć? - zaproponował mu Harry, oferując mu pomoc. - Mogę ci pomóc dojść do twojego pokoju.
Louis popatrzył na niego nieobecnym i zmęczonym wzrokiem, ale lekko kiwnął głową i podniósł się do pozycji stojącej. Zachwiał się, ale w odpowiednim momencie jego ramię złapał loczkowaty i utrzymał w miejscu. Szatyn posłał przyjacielowi pełne podziękowania spojrzenie, po czym podążyli razem ku schodów.
Poprawiłem się na swoim siedzeniu i skierowałem swój wzrok na Zayn'a, który bawił się nerwowo swoimi dłońmi. Liam także siedział, wpatrując się tępo w ścianę zamyślony. Wiedziałem co działo się teraz w ich głowach. Znałem ich bardzo dobrze i nie musieli mi mówić o co chodzi. Martwili się o Lou.
- Jak długo, tak źle się czuje?
- Od śmierci Mai, ale jestem pewny, że już wcześniej nie było z nim dobrze. Co najgorsze, nawet nie chce słyszeć o żadnym szpitalu, ani badaniach. - odezwał się Liam, zmęczonym głosem.
- Nie mamy już siły walczyć z jego uporem. - powiedział Zayn - Nikogo nie chce słuchać.
- Może ja spróbuję. Wiem, że mnie nie posłucha, ale spróbuję.
- To dobry pomysł, ale jutro bo zasnął. - w pokoju ponownie zjawił się Harry.
- Chłopaki? - głos Danielle dobiegł z korytarza.
- W salonie - odpowiedział krótko Zayn, a po chwili w drzwiach pojawiła się brunetka razem z Eleanor, Perrie i Jessiką.
Znów uderzyła mnie fala tęsknoty i smutku. Między nimi brakowało tylko Mai, ale jej już nie będzie. Już jej nie zobaczę.
- Cześć Niall. - dziewczyny przytuliły mnie na powitanie. Na końcu była Danielle, która szepnęła mi na ucho - Jak się czujesz?
- Dobrze, ale tęsknie za nią. - powiedziałem, równie cicho.
- Ja też. Bardzo za nią tęsknię.
Wtuliłem się w nią mocniej. Potrzebowałem bliskości osoby, której mogłem ufać. Komu jak komu, ale Danielle ufałem bardzo. Jeszcze przed poznaniem Mai, byłem z nią dość blisko, jak rodzeństwo. Zawsze mogłem na nią liczyć, niezależnie od sytuacji.
- Bardzo za nią tęsknię. - powtórzyła ciszej, jakby do siebie.

Od autorki:
Wieeeem, przepraszam! Znów długo nie było rozdziału, ale kompletnie nie miałam pomysłu co w nim napisać. Jest krótszy, ale za to szybciej będzie dodany następny. 
Komentujcie! :)